środa, 27 marca 2013

Jasne wnętrza.

Dzisiaj chciałam zaprezentować Wam kilka jasnych wnętrz. Niedługo czeka mnie urządzanie mieszkania więc powoli szukam inspiracji, które sukcesywnie zapisuję na dysku :) Część pomysłów może uda się zrealizować, podpatrzeć; część jest niestety nie do wykonania w naszej architekturze. Mimo to mam swój określony pomysł na mieszkanie, pewien styl, który od jakiegoś czasu bardzo mi się podoba.

Zainspirowana architekturą Nowego Jorku, zakochałam się w loftach. Uwielbiam ogromne pomieszczenia, przeszklone, jasne. Ich idealnym uzupełnieniem są jasne ściany, jasne meble. Za oknem miejski widok. Niestety w Polsce wciąż brakuje tego typu budynków, a jeśli już się pojawią to mieszkania w nich są strasznie drogie i uważane za luksus.

Ja wybrałam za swoje gniazdo na ziemi mieszkanie z dużym salonem z aneksem kuchennym, z widokiem na las. Zlokalizowane blisko centrum, ale w cichej okolicy, w pobliżu rezerwatu przyrody, 60m od lasu. Wszystkie okna wychodzą na południe/zachód, ze wszystkich pomieszczeń rozprzestrzenia się ten sam widok. Duża ilość okien umożliwi stworzenie obrazów w postaci przyrody za oknem.
 
Poniżej zamieszczam kilka zdjęć "inspiracji", które może nieco jaśniej oddadzą to, co mam na myśli :) Enjoy!














środa, 12 grudnia 2012

New York State of Mind...

New York, New York.... Śpiewał Frank Sinatra.

Miasto od zawsze wznoszone na piedestał.
Tło setek filmów i seriali, temat dziesiątek piosenek i książek.

Yellow Cab, Brooklyn Bridge, The New York Times.
Sex and The City, Big Apple, New York Fashion Week.

Wymieniać można by długo.

Zobaczenie Nowego Jorku nigdy nie widniało na mojej liście "Rzeczy do zrobienia przed śmiercią".
Zawsze chciałam wyjechać do USA, popracować, pozwiedzać. Czułam, że muszę być w Los Angeles, zobaczyć Golden Gate w San Francisco, objechać Włochy, nauczyć się egzotycznego języka. Bardzo chciałabym zobaczyć Indie, nauczyć się surfingu, przejść wszystkie pasma polskich gór. Marzę o stworzeniu ciepłego domu, chcę nauczyć się gotować, chcę robić w życiu coś kreatywnego, pobudzającego moją wyobraźnię każdego dnia.

Ale nadarzyła się okazja.

Po studiach wyjechałam z moim chłopakiem do Stanów Zjednoczonych na program "Work&Travel".
Pracowaliśmy przez 3,5 miesiąca, prawdopodobnie najdłużej ze wszystkich uczestników programu, którzy już pod koniec września wracali do swoich krajów w celu kontynuacji studiów.

Kiedy kończył się termin pozwolenia na pracę, a mieliśmy jeszcze 5 tygodni pozwolenia na pobyt, zaczęliśmy planować zwiedzanie.

Zaczęliśmy od Nowego Jorku, bo był najbliżej miejsca, w którym pracowaliśmy a nie wypadało go nie zobaczyć będąc tak blisko. W końcu to miasto marzeń, które nigdy nie śpi.

Naoglądaliśmy się mnóstwa zdjęć z NYC, które nasi znajomi sukcesywnie umieszczali na Facebooku oraz naczytaliśmy się komentarzy pełnych zachwytu. Wyglądało na to, że wszyscy już tam byli.

"Jedziemy do Nowego Jorku na 10 dni" - postanowiliśmy.

Siedząc w autobusie, który miał nas dowieźć do New York Penn Station, patrząc przez okno, widząc z daleka wysokie drapacze chmur, czułam lekkie przytłoczenie. Presję wręcz. "A co jeśli to miasto mi się nie spodoba? Jeśli się zgubimy? Jeśli nie znajdziemy żądnego lokum do spania?". Setki pytań i smród dochodzący z toalety umiejscowionej za naszymi plecami sprawiały, że nie umiałam się cieszyć. Do tego strasznie bolał mnie brzuch a podróż była naprawdę długa i męcząca.

Po wyjściu z autobusu musieliśmy dostać się do mieszkania Glenna, u którego mieliśmy nocować w ramach tak popularnego couchsurfingu. Metro mnie przerażało, bałam się terrorystów i tłumu pędzących ludzi. Mieliśmy ze sobą 5 walizek i tylko dwie pary rąk. Czekając na Glenna pamiętam brud, bezdomnego z kulawą nogą, ogrodzoną Wall Street i masę żółtych taksówek.

Tamtego wieczoru nie pokochałam tego miasta.

Potem... było już tylko lepiej. Z każdym dniem zaczynałam kochać je coraz bardziej. Przywykłam do pędu, tłumu, brudu. Przywykłam do ludzi słuchających muzyki przez ogromne słuchawki, którzy nie zwracali uwagi na nic co się wokół nich dzieje. Przywykłam do klaksonów, do biegu, do budynków, które przesłaniały mi niebo. Pokochałam pełną przepychu 5th Avenue, arystokratyczną Soho,  przerażający mnie początkowo Brooklyn. Przeszłam kilka razy przez Brooklyn Bridge, spacerowałam też po Central Parku, zwiedziłam MoMA, American Museum of Natural History, The Metropolitan Museum of Modern Art. Byłam na 102 piętrze Empire State Building, Top of The Rock oraz pod Statuą Wolności. Nie mogłam nie odwiedzić Ground 0... Spacerowałam po Chinatown i Upper East Side, mieszkałam na Queens. Metrem jeździłam kilka razy dziennie, bez trudu odnajdują się w podziemnych korytarzach. Byłam na NoHo, Washington Square, odwiedziłam Grand Central, Times Square, Ruby Red Stairs, Flatiron. Widziałam słynne lodowisko pod Rockefeller Center i sfotografowałam się na tle wielkiego czerwonego napisu LOVE. 

Dla mnie to była eksploracja miasta. Miasta, które kochają miliony... Miasta innego niż wszystkie. Miasta, które pokochałam, bo poznałam.

Dzisiaj, ponowny wyjazd do NYC jest już na mojej liście "Rzeczy do zrobienia przed śmiercią".

    
źródło: weheartit

wtorek, 11 grudnia 2012

Pinterest

Reaktywacja bloga z potrzeby serca.
Dla siebie samej.

__________________________________________________________________________

Cuda, cudeńka.
Piękne rzeczy, piękni ludzie, piękne wnętrza, piękne miejsca.

Jedno kliknięcie i otwiera się przed nami nowe łącze, setki  zdjęć, obrazów, miliony użytkowników dzielących się pięknem w cyberprzestrzeni..
Trudno odejść od monitora, trudno przestać patrzeć, podziwiać.
Zaczynasz marzyć, zaczynasz pragnąć.

Eldorado dla oka.

Pinterest.

Od jakiegoś czasu wciągnęłam się i ja.
Codziennie przeglądam setki obrazów przedstawiających piękne rzeczy, pięknych ludzi, piękne wnętrza...

Częściowo jest to związane z moją pracą, częściowo nie.
Częściowo muszę, częściowo chcę.

Przypinam, lubię, udostępniam.
Inspiruję się.

No to chociaż tak na chwilę, sprawmy sobie trochę przyjemności w ten mroźny, zimowy wieczór.

Moje "top ten":